Znam wiele kobiet, które kiedyś były inne. A potem poznały faceta i się jakoś zmieniły. Czy to ich słaby charakter czy taka jest kolej rzeczy?
Nowa miłość – nowa ja
Daria od zawsze miała silną osobowość, do tego swoje zdanie i chadzała, gdzie chciała. No, po prostu była inna, szła pod prąd i wszyscy na nią patrzyli z podziwem. A potem spotkała Macieja. Po wielu latach samotnych wieczorów i nocy uznała go za tego jedynego. I coś w niej pękło, zmieniło się, narodziło lub umarło. Trudno powiedzieć, ale Daria przestała mieć własne zdanie, bo Maciej miał lepsze. Przestała chadzać na tai-chi, które ją relaksowało, bo Maciej namówił ją na siłownię. Zaczęła się kolorowo malować, przefarbowała włosy na blond, a paznokcie na czerwono. No, nie ta dziewczyna! I rzeczywiście nie ta. Daria rozsypała się w proch. Powstał z tego popiołu bynajmniej nie feniks, tylko ktoś całkiem nowy i obcy dla bliskich. Najbliższy zaś dla Macieja.
Kobieta zmienną jest?
Podobno każdy związek nas zmienia, jakoś na nas wpływa. Kiedy z premedytacją szukamy drugiej połówki, wiemy, kim jesteśmy, wiemy również czego chcemy. Kiedy znajdujemy ukochaną osobę – następuje zmiana. Wewnętrzna, a czasami także zewnętrzna. Czy my, kobiety jesteśmy plastycznym tworzywem? Na ile to, z kim zaczynamy być, nas odmieni? Czy w nowej skórze czujemy się lepiej czy gorzej?
Jedna z moich koleżanek kiedyś podsumowała:
- Przy nim nie byłam sobą, byłam w jego szponach jak szmaciana lalka. Nareszcie, kiedy ze sobą zerwaliśmy, mogłam odetchnąć pełną piersią. Wróciłam do starych nawyków i znów czeszę włosy w kucyk. On kazał mi wciąż chodzić w rozpuszczonych – zaśmiała się szelmowsko, jakby kwestia jej nowego uczesania była największym grzechem jaki można popełnić wobec byłego faceta.
Tylko czy ona w tym nieszczęśliwym związku musiała się zmienić? Wiadomo, tyle się mówi o dopasowaniu w związku, kompromisie, partnerstwie, jedności dusz, ciał i umysłów. Tylko czy należy to robić na siłę?
Dopasowanie w związku
- W ramach świętowania wolności spaliłam sukienkę z głębokim dekoltem, którą kazał mi nosić – ciągnęła dalej Daria. – Na murku przy śmietniku postawiłam lakierowane szpilki. Nienawidziłam ich, a może jakiejś babce się przydadzą – pogodnieje.
- Dlaczego tak się dla niego zmieniłaś? – nie mogłam pojąć. – Dlaczego nie byłaś sobą? Wiedziałam, że to trudne pytanie. Być może jedno z tych, których Daria sobie nigdy nie zadała będąc w tym związku.
- Bo, bo chciałam, żeby mnie kochał… - wyszeptała wreszcie.
I ta odpowiedź to sedno moich dociekań. Bo przecież wszystko robimy dla miłości. Jeśli do tego mamy sporo kompleksów (a rzućcie kamieniem w tą, która ich nie maJ) to sprawa poświęcania siebie w związku zaczyna być prosta.
Deficyt uczuć
W życiu każdej kobiety następuje taki moment, kiedy może stać się łatwą ofiarą nieudacznika. Tak, tak, nieudacznika. Bo jaki normalny facet ma frajdę z tego, że ulepił sobie partnerkę jak chciał. No, tylko psychopata o tym marzy. Reszta, ta normalna, chciałaby, aby ich partnerka była unikalna, niepowtarzalna, wspaniała, oddana, zapatrzona w nich jak w obrazek i chętna do miłości. Takie, ot, zwykłe męskie marzenia. Kiedy jednak kobieta jest w psychicznym dołku, bo od dawna nie może spotkać tego jedynego to… łatwo pada ofiarą miłosnych sideł. Pragnienie bycia kochaną jest czasami w nas tak wielkie, że przysłania rozumne myślenie. Łatwo wtedy o dramat.
Lokowanie uczuć według listy
No więc co ma zrobić dziewczyna – ładna i mądra singielka, która na gwałt potrzebuje miłości? Warto ze sobą szczerze pogadać. Tak uczciwie – samej ze sobą. Najlepiej na głos. Można też zrobić listę życzeń. Papierową bądź wirtualną. Więcej o sposobach rozważań nad własnym życiem przeczytacie w mojej książce „Faceci z sieci”.
Warto pomyśleć jakiego partnera szukam. Jeśli to trudne, to można zacząć od tego, jakiego faceta na pewno nie chcę. Tę strategię przyjęła Bridget Jones. Po prostu wymieniła byłych partnerów, co już samo w sobie jest odważne i mądre. Ekskochankowie na liście niechcianych cech to połowa sukcesu. Potem wystarczy już tylko, że zakocha się w nas Hugh Grant albo najlepiej Colin Firth.
Kiedy wiemy, kogo nie chcemy, zacznijmy myśleć o tym, kogo chcemy. Będzie już z górki.
Ufam i sprawdzam
A teraz najważniejsze. Kiedy poznajemy jakiegoś faceta – sprawdzajmy go według stworzonej przez nas listy. Tej w głowie i tej w sercu. Nie chodzi tutaj o chłodną kalkulację, ale o podstawy. Jeśli nie lubisz szpilek i czerwonych paznokci, za to kochasz dres i aktywny wypoczynek w górach, to potencjalny absztyfikant powinien to uszanować. Jeśli nie – to panu już dziękujemy. Inaczej zamienisz „dla niego” dres na szpilki (jak się stało w przypadku Darii) i o nieszczęście nie trudno. A partnerka nieszczęśliwa, to i związek nieszczęśliwy.
Świadomość zagrożeń
Wyznaczanie granic to jedna z deficytowych umiejętności większości kobiet. Nikt nas tego nie uczy, za to od dziecka słyszymy co „powinnyśmy”, co „należy i trzeba”. Jak w tym przypadku nauczyć się mówić nie i po prostu nie poświęcać w związku. Ano wyłącznie małymi kroczkami. Już sama świadomość tego, że możemy z łatwością stać się ofiarą to już dużo. Warto też o sowim obecnym życiu myśleć. Tak, tak – refleksja nad sobą, związkiem i światem może nam wiele spraw uświadomić. W jodze tę kardynalną cechę nazywa się – uważnością. My zwykle nazywamy ją przytomnością. Bycie świadomym siebie, swojego ciała i swojego życia to wspaniałe przeżycie. Płynięcie z prądem sprawia, że żywioł rzuca robi z nami co chce. A to my przecież trzymamy ster w swoich rękach. Walczmy z żywiołem i przejmujmy stery, a na pewno nikt nas nie skrzywdzi. Tego wam życzę, kochane kobiety.