Start / Blog / Miłość po arabsku

Miłość po arabsku

2013-01-11, 0

Miłość po arabsku

Historia wydarzyła się w jednym z krajów, gdzie słońce praży cały rok, a Polacy chętnie się w nim smażą w opcji all inclusive.

Taka oto scenka przy hotelowym basenie – w wodzie dwoje dzieci chlapiących się desperacko w wodzie. Na brzegu, z nogami zanurzonymi w basenie, siedzi kobieta w ósmym miesiącu ciąży. Jedną ręką trzyma nad głową parasol, drugą wymachuje groźnie do dzieci, które nic sobie z jej pokrzykiwań i napomnień nie robią. Ona spocona od upału (czterdzieścikilka stopni w cieniu), one znudzone i rozdarte. Turyści z Polski rozłożeni na leżakach obok są zachlapani wodą z basenu i wściekli na matkę. Matka zawstydzona nadal próbuje spocona pacyfikować progeniturę. No i byłabym zapomniała – na leżaku w bezpiecznym oddaleniu od zasięgu małych chlapiących szkrabów leży ON – OJCIEC. Dodam, że w swoim relaksie jest niewzruszony. Oczy półprzymknięte na leżaku, twarz bordowa, nad głową rozłożony wielki wypoczynkowy parasol. No i najważniejsze – w ręce szklanka z cieczą – niezbędny element wyposażenia wczasowicza w ciepłych krajach, który kupił opcję all inclusive, czyli drink ze zwykle dość podłej wódki. Tata upaja się urlopem i napawa widokiem radośnie pokrzykującej progenitury.

- Może byś mi pomógł. Dzieci powinny mieć teraz drzemkę – krzyczy ciężarna do ojca swoich dzieci najwyraźniej z nadzieją na reakcję.

- Za chwilę zaczną wydawać lancz. Coś zgłodniałem od tej wody – odkrzykuje on, choć woda nawet go tego dnia nie musnęła, nie licząc tej, którą został w skrytości rozcieńczony drink dla opcji all inclusive. Tylko w Polsce wódka jest prawdziwa, wzdycha zmęczony piciem ojciec. – Idź sama, ja jeszcze poleżę – mówi nadzwyczaj uprzejmie.

- Też bym poleżała – wzdycha ciężarna i głaszcze się po ośmiomiesięcznym wydętym brzuchu. Kiedy zgadzała się na te zagraniczne wakacje doceniała fakt, że podczas urlopu nie będzie musiała gotować, prać i sprzątać. Jakoś tylko zapomniała, że jeszcze ktoś musi zająć się maluchami. Dziecięcy animator mówiący po polsku właśnie zachorował, a uczestnictwa w zajęciach prowadzonych po rosyjsku szkraby kategorycznie odmawiały kopiąc ją po kostkach i piszcząc w sposób nadzwyczaj wstydliwy.

Toczy bezradnym wzrokiem po maluchach, które jak na złość nie chcą wyjść z wody, a przecież słońce już wysoko, udaru mogą dostać, zaziębią się od tej wody, nie zasną tak szybko rozbawione, jej myśli pojawiały się lotem matczynej błyskawicy.

- Może byś mi jednak pomógł, kochanie – ciężarna próbuje drugi raz wskórać coś u swojego życiowego partnera, któremu ślubowała wierność i uczciwość małżeńską… (prychnęła na samą myśl abstrakcji tych słów).

- Dasz sobie radę sama. Mnie coś słabo od tego upału. Może się przegrzałem… - po jego głosie można wnosić, że oczekuje od swojej małżonki współczucia.

- To fatalnie – głośno wzdycha ona, żeby usłyszeli ją inni polscy uczestnicy ich wycieczki i sobie, broń Boże, czegoś o niej nie pomyśleli. Jednocześnie zaczyna walkę z niesfornymi dzieciakami. Wyciągnięcie ich z wody i wytarcie do sucha zajmuje jej więcej niż kwadrans. Trzeci potomek w brzuchu kopie ją… w brzuch i pęcherz na znak protestu. – Cały tatuś – umęczona kobieta mamrocze pod nosem.

- Jak bym tu zasnął to mnie obudź na lanczyk – woła za nią rozwalony na leżaku i najprawdopodobniej nieźle już rozluźniony alkoholem mąż.

Podchodzi do niego hotelowy kelner, aby wymienić pustą szklankę na kolejnego darmowego drinka.

- Ech, te baby – wzdycha mąż sprawdzając czy przypadkiem drink nie jest zbyt rozcieńczony lodem.

- Dobra kobieta, duzia wielbłąda – rozpromienia się po polsku kelner spoglądając za ciężarną.

- Tiaaa, wielbłąda powiadasz – odprowadza wzrokiem ciężarną żonę objuczoną dziecięcymi zabawkami, ręcznikami, torbą z napojami i słodyczami, ciągnącą pokrzykujące i płaczące jednocześnie dzieciaki.

Jak na zawołanie żona odwraca się i patrzy tęsknym wzrokiem na męża gawędzącego wesoło z kelnerem.

A przed ślubem otwierał przede mną kurtuazyjnie drzwi do auta, westchnęła kobieta. Każdy niesie swój krzyż, przypomniały jej się prorocze słowa swej nieżyjącej matki. To powiedzenie zawsze ją pocieszało…

Skomentuj:









CAPTCHA Image
Trudno odczytać? Przeładuj obrazek!

Pola oznaczone * są obowiązkowe. Dodając komentarz zgadzasz się na Regulamin.
Faceci z sieci