Kiedy kobieta walczy z kobietą. W Polsce toczą się dyskusje o parytetach, równej płacy za równą płacę, urlopach macierzyńskich, rodzeniu po ludzku. Tymczasem usłyszałam taką oto historię walki o równe prawa, która wydarzyła się na terenie Unii Europejskiej – we Włoszech.
Ona - Izabela - na przedostatnim roku studiów pojechała na wymianę studencką do Włoch, a ściślej do Toskanii. On – Luigi - akurat aplikował na stanowisko najmłodszego analityka w najdłużej i nieprzerwanie pracującym banku na świecie (od 1472 roku) Banca Monte dei Paschi di Siena – w Sienie oczywiście. Polka była piękna, więc on niewiele myśląc, zagadał do niej w kawiarni. Bum, trafiła ich strzała amora (Amore mio, Dio!). Izabela resztę swojego studenckiego czasu spędziła zamiast na wykładach, w jego kawalerce z widokiem na dachy Sieny. Było cudownie, namiętnie, upalnie. Po powrocie do Polski nie odchodziła od Skypa na długość metra. Ti amo, tęsknię, czekam, wkrótce, tylko twoja, per sempre, eternamente, o Dio mio.
W kolejnym roku on przyjechał do niej raz, ona do niego pięć. Namiętny seks przeplatali cappuccino i gelati o smaku cioccolatino-cherry. Jej rodzice widzieli w nim włoskiego bankiera i doskonałą partię, ona jego matki jak dotąd nie widziała.
W drugim roku znajomości Izabela zaczęła naciskać. Ślub albo nic. Luigi chciał wybrać ślub. Niestety nim powiedział jej: si, matrimonio – zabrał ją na wielką kolację u swojej mammy. I wtedy wyszło szydło z włoskiego worka. Giovanni mieszka z mammą na co dzień. Kawalerkę przy Banca w Sienie ma do weekendowego imprezowania – mamma nazwała to dorosłością. Izabela była oburzona, zbulwersowana i gdyby nie doskonałe spinaci con formaggio na stole i trzecia lampka doskonałego Brunello toby chyba trzasnęła drzwiami tej ich sieneńskiej rezydencji z gajem oliwnym na tyłach.
On zrozumiał, że na jaw wyszła prawda, ale miał na nią sposoby. Przy mammie powiedział: Mamma, sono tanto felice. Potem, już pod kawalerką całował Izabelę czule za uszkiem, po karku i plecach. Szeptał po italsku namiętnie i obiecał, że od teraz tylko ona się liczy. Poprosił ją o rękę. Gdyby wtedy wiedziała, że tylko dlatego, że dostał zgodę mammy!
Ślub był piękny, włoski, głośny, z orkiestrą, skrzypkami i polską wódką. Włoska część rodziny po tej wódce bawiła się jak nigdy, polska część rodziny bawiła się po wódce… jak zawsze.
Zamieszkali na początek u mammy w domu, bo kawalerka była za ciasna, no i do małżeńskiego szaleństwa już nieprzydatna.
Izabela powoli przyzwyczajała się do tego, że matka jest tylko jedna i to mamma decyduje w ich związku o wszystkim. Mamma zresztą decydowała też o życiu całej rodziny. Początkowo jej to nie przeszkadzało, bo była młoda i słabo znała język. Potem już jej to doskwierało, a potem-potem to już była wściekła. Luigi między młotem, a kowadłem zawsze ostatecznie bronił mammy. Izabeli wynagradzał nielojalność gorącym seksem i obietnicą zakupu niewielkiego domu na wsi wraz z winnicą.
Izabela postanowiła walczyć. Nie poddawać się. Jej obsesją stała się jazda autem, a właściwie bycie pasażerką. Otóż we Włoszech mamma zawsze siedzi obok kierowcy, nigdy z tyłu. Z tyłu jest miejsce dla żony, czyli jej. Nigdy, postanowiła dość szybko. Używała wszystkich dostępnych jej argumentów. Potem stosowała podstępy. A to, że noga jej z tyłu drętwieje, a to, że wymiotować będzie, a to, że ona musi wysiąść pierwsza. Mamma o należną jej pozycję walczyła jak lwica (leonessa). Mimo to wciąż przegrywała, ze sprytną synową. I teraz najważniejsze – po pięciu latach poddała się!
- Jestem chyba jedyną żoną we Włoszech, która jeździ w samochodzie obok swojego męża kierowcy – wyznała z dzikim szałem w oczach. – Wygrałam po pięciu latach. To mój życiowy sukces i walka o równouprawnienie po włosku.
Szczerze Izabeli gratuluję! I trzymam kciuki za kolejne lata walki, tym razem o miejsce przy stole, decyzje w sprawie tego, co na obiad i urodzenia liczby dzieci.