„Nieudacznicy”, tak jednym słowem Magda, szefowa działu badań i rozwoju w firmie kosmetycznej, mogłaby określić swoich poprzednich partnerów i tak zwanych potencjalnych kandydatów do poważnego związku, a nawet kiedyś do ręki i wspólnego życia.
„Jeden chciał ode mnie wciąż pieniędzy, drugi mieszkania, a trzeciemu ostatecznie bardziej odpowiadała moja koleżanka z działu reklamy, którą oboje zaprosiliśmy do nas na sylwestra”, skarży się Magda. Kiedy z hukiem porzuciła ostatniego faceta, zrozumiała jedno – jest sama, a nawet samotna. A przecież marzyła o kochanym mężu, o dziecku - o tym, że kiedyś, może, w zupełnie niedalekiej przyszłości, z tym mężem, co to ją będzie kochać – stworzy rodzinę. A tu klops. „Czy zostanę starą panną? W końcu mam już 34 lata. Kiedy wreszcie znajdę tego jedynego. Na całe życie, na zawsze”, wspomina.
Dziewczyn podobnych do Magdy w Polsce są tysiące. W samym tylko serwisie e-Darling.pl w ciągu trzech lat zarejestrowało się około 2,5 miliona singli, z czego połowa to kobiety. Przeważająca ich liczba ma powyżej 28 lat, średnie lub wyższe wykształcenie i pochodzi z większego miasta. Wszystkie zarejestrowane osoby łączy jeden ważny fakt – poszukują partnera, z którym chcą stworzyć długotrwały związek. Dane statystyczne mówią, że kobiety po trzydziestce, wykształcone, z wyrobioną pozycją zawodową, a nawet własnym mieszkaniem chcą jednego – rodziny. Tak, tak. Oślinionych dzieci, męża w kapciach i niedzielnych obiadków u teściów. Całą resztę zwykle albo mogą sobie kupić ze swojej całkiem niezłej wypłaty (bo statystyczna singielka zarabia sporo ponad średnią krajową) albo jeszcze ciężej pracować, brać dodatkowe zlecenia, aby i tak ostatecznie zarobić na wakacje marzeń na Zanzibarze, kurs wspinaczkowy w Alpach czy odpoczynek połączony z zajęciami relaksacyjnymi na Bali. Wszystko to można kupić. A męża?
Profesjonalnie dobrani
Magda, podobnie jak miliony singli w Polsce postanowiła skorzystać z internetu. Niestety w sieci wcale nie jest łatwiej niż w życiu realnym. Teoretycznie wystarczy się zalogować i szukać faceta marzeń. Tylko jak to zrobić, jaki mieć plan?
Specjaliści od randek w sieci doradzają wyznaczenie sobie ścisłego planu poszukiwań. Mieć jasno sprecyzowane cele. Kogo szukam? Wolny, zajęty, chętny do ślubu, z dziećmi lub bez. To podstawy. Zrozumiałe. A co dalej? Ważne jest, by miał podobne do nas poglądy na świat. Jeden z randkowych serwisów w Polsce postanowił ułatwić zadanie singlom i dzięki pomocy psychologów stworzył ankietę. Ma ona aż 280 pytań! Dużo? Jasne, ale to dzięki niej jesteśmy w stanie poznać siebie, swoje oczekiwania wobec partnera, ale też sprecyzować dalekosiężne życiowe plany.
Z badań wynika, że im bliżej nam światopoglądem do partnera, tym pozbędziemy się większej liczby kompleksów, staniemy się bardziej pewne siebie, zadowolone ze swojego ciała i życia. Partner z podobną wizją przyszłości to już połowa sukcesu. Próbowała się o tym przekonać bohaterka książki i zarazem poradnika dla osób poszukujących swojej drugiej połówki „Faceci z sieci” autorstwa Katarzyny Gubały. Po zalogowaniu w serwisie randkowym Karolina szukała kandydata na męża idealnego. Podczas jednej z rozlicznych randek trafił jej się prawdziwy książę z bajki, myślała, że to ten i na zawsze. Miał pozycję, pieniądze, sportowe auto i na pierwszą randkę zabrał ją do bardzo drogiej restauracji. A do tego okazał się przystojny, inteligentny i z zasobnym portfelem. Czego chcieć więcej? A jednak pierwsza rysa na szkle pojawiła się, gdy zaczął ją wprowadzać w swój zagmatwany i bezlitosny świat biznesu. Karolina czuła, że pewne zachowania jej partnera nie zgadzają się z jej przekonaniami. Nie powinno się ludzi naciągać, oszukiwać i szantażować. Kiedy, nauczona szacunku do świata, zobaczyła jak jej potencjalny mąż wypowiada się o swoich współpracownikach czy podwładnych – udawała, że tego nie widzi. Problem różnic charakterów pojawił się, gdy postanowiła zorganizować im obojgu wieczór. On nie był przyzwyczajony do fizycznego wysiłku, utyskiwał na komary w plenerze i niewygodny koc na pikniku. Dla człowieka przyzwyczajonego do biurowego stylu życia, lunchu, branchu i kelnerskiej obsługi na wysokim poziomie, wspólne chwile na kocu w rozgwieżdżoną noc były kaprysem ubogiej dziewczyny. Pomimo starań Karoliny, znalezienie wspólnej płaszczyzny porozumienia z rzekomym krezusem zakończyło się zerwaniem i zagłuszeniem rozczarowania drogim szampanem. „Czy po takiej przygodzie szukać dalej faceta w sieci? Zdecydowanie tak, warto próbować do skutku”, uważa autorka książki. Statystycznie w internecie znajduje się najwięcej potencjalnych kandydatów do naszej ręki. Niestety również świry, szaleńcy i nieporadni życiowo chłopcy także tam są.
Jak odnaleźć skarb?
Przede wszystkim nie należy zniechęcać się pierwszymi internetowymi porażkowymi randkami. To tylko statystyka. Pamiętajmy, że trzeba przerzucić dwie tony błota, żeby odnaleźć grudkę złota. Równie trudno jest znaleźć miłość życia. Dlatego dobrze, gdy już na początku sieciowych spotkań wymyślimy nasz plan działania. Decydując się na z góry obrany system, zawęzimy poszukiwania do intersujących nas cech charakteru potencjalnego męża, miasta, z którego ma pochodzić czy liczby dzieci, które chciałby posiadać. Wbrew pozorom każda z tych cech jest ważna. Można te wszystkie oczekiwania spisać na kartce. Następnie złożyć ją w kostkę, wsadzić do kieszeni lub torebki i… zacząć chodzić na randki. „Koniecznie w trakcie każdej z nich w myślach odhaczajmy te punkty, które na początku założyłyśmy”, radzi Katarzyna Gubała. Jeśli potencjalny kandydat miał mało pić, a ten przed tobą zamówił już trzecie piwo i jego język lekko się plącze, to nie miejmy złudzeń, nie jest to mistrz abstynencji, na jakim ci zależy. Jeśli marzył ci się facet prowadzący zdrowy tryb życia, a przed tobą napakowany sterydami i pokarmem w proszku, a do tego niegrzeszący inteligencją stały bywalec siłowni – to odpuść sobie. Jeśli jesteś weganką i zależy ci na życiu każdej istoty, tymczasem gość siedzący przed tobą właśnie pochłonął wołowe policzki w sosie, to nie łudź się – swoją miłością nie sprawisz, by został fanem kiełków i tofu.
Ważne, by już na pierwszej randce jasno i trzeźwo ocenić sytuację. Mężczyzna z sieci nie spełnia twoich kryteriów, trudno. Do wyboru masz jeszcze tysiące innych kandydatów. Liczy się szybka decyzja. Nie ma co dawać sobie drugiej szansy. Psychologowie uważają, że pierwsza randka jest najważniejsza. To ona decyduje o dalszym ciągu znajomości. Jeśli ktoś na pierwszym spotkaniu się nie stara, to nie można potem od niego wymagać, by nagle się zmienił. A już tym bardziej po ślubie.
Szukaj do skutku
Każdy z nas ma chwile zwątpienia. Ola, agentka nieruchomości ze stolicy, mówi wprost: „Po paru spotkaniach nie miałam już siły. Przerobiłam kilkunastu internetowych facetów. Każdy z nich był okropny. Jeden miał całe ciało w tatuażach i wyrok w zawieszeniu, kolejnego całym dobytkiem był tylko rower, a ostatni zerwał ze mną podczas pierwszych wspólnych wakacji na Majorce. W kłótni kazał mi się wyprowadzić ze wspólnego apartamentu w hotelu. Wtedy pomyślałam, że zwariował. Kiedy jednak dzień później zażądał zwrotu kosztów podróży i straszył mnie sądem, zrozumiałam, że pora szybko uciekać. To właśnie wtedy od sieciowych randek zrobiłam sobie półroczną przerwę. Musiałam nabrać dystansu. Wiedziałam jednak, że internet to jedyny sposób na znalezienie męża”, Ola wzdycha. „Kiedy za drugim podejściem zalogowałam się, Bartka znalazłam już trzeciego dnia. Był miły, lubił tak jak ja tańce latynoskie, miał skończony kurs tanga argentyńskiego, grał na gitarze i… zabrał mnie na pierwszą randkę po prostu na spacer po Starówce. Może obyło się bez fajerwerków i może nie okazał się najprzystojniejszy, ale mieliśmy tyle wspólnych tematów do rozmów, że nawet nie wiem, kiedy od słowa do słowa wylądowaliśmy w łóżku. Efekt przerósł moje oczekiwania! I choć się zarzekałam, że już koniec z randkami, to teraz już naprawdę koniec. Mamy już wyznaczoną datę ślubu”, Ola śmieje się i pokazuje zaręczynowy pierścionek.
Jeden z polskich serwisów chwali się, że udało mu się połączyć w pary ponad 6 tysięcy osób, a z tych związków urodziło się już 2 tysiące dzieci! Inny podaje, że dziennie za jego pomocą łączy się aż 200 par.
Liczy się czas i chęci
Im się udało. Czy uda się także innym singlom w Polsce? „Tak, pod warunkiem, że uzbroją się w cierpliwość”, twierdzi Katarzyna Gubała. Randkowanie to żmudny i długotrwały proces. Pisanie maili w domu i w pracy, odpisywanie na SMS-y, kolejne poszukiwania, spotkania w realnym świecie, weekendowe wyjazdy w góry czy nad morze z potencjalnymi kandydatami. To wszystko zajmuje czas. Lepiej za randkowanie nie zabierać się, jeśli nie jesteśmy zdeterminowani i zdecydowani. „Poszukiwania męża to praca na trzy etaty, zarwane wieczory, noce, weekendy”, ostrzega autorka „Facetów z sieci”. Nie ma się ani czasu na wyprowadzanie psa, ani na spotkania ze znajomymi. Mamy szczęście, jeśli wyrwiemy się na seans „Kina na obcasach”. Zwykle jednak i na to brak czasu, bo rozmowy za pomocą komputera zajmują nasz procesor w 100 procentach. Statystycznie znalezienie faceta idealnego zajmuje od kilku miesięcy do dwóch lat. Czy długo? Tak, ale w tym czasie poznajemy też ludzi, poszerzamy swoje horyzonty, dokształcamy się. Ale przede wszystkim dobrze bawimy. Bo randki w sieci to także niezła przygoda. Zamiast wizyty u przyjaciółki – spotkanie z instruktorem szybownictwa czy doktorantem z wydziału fizyki kwantowej. Zamiast szaleństwa na wyprzedażach – szał ciał, pocałunki i inne erotyczne rozrywki. Zamiast babskich pogaduszek – flirt z nieznajomym, który może okazać się miłością naszego życia. Podczas takich rozmów i spotkań dowiemy się wszystkiego, co o danym facecie chcemy wiedzieć. Im więcej takich randek odbędziemy, tym statystycznie bliżej nam do ukochanej połówki. Teoretycznie prawie każdy mężczyzna spotkany w randkowym serwisie to nasz potencjalny mąż. Wystarczy, że pozwolimy mu ten potencjał potem udowodnić w życiu realnym.