Kiedy patrzę na dowolną winnicę, zawsze na myśl przychodzą mi słowa - miłość, cierpliwość i pokora wobec sił natury. Podobne zresztą wyrazy brzmią w mojej głowie, gdy pojawia się słowo małżeństwo. I coś w tym jest.
Jednym z moich ulubionych autorów jest Ferenc Mate, Węgier mieszkający w Toskanii i autor doskonałych książek o życiu w tym regionie. Opisuje w nich zmagania związane z budową i remontem starego domu oraz zakładaniem winnicy i uprawy winorośli. Kiedy patrzę na równe rzędy roślin uginające się pod dojrzałymi gronami to widzę pot i trud ludzi, którzy tworzą winnicę.
Pamiętam, że przez pierwsze lata krzew winorośli jest kształtowany, owoców z niego zaś nie ma prawie wcale. Jeśli chcemy mieć owoce od razu, niestety urodzą się one kosztem kształtu krzewu. Pozostanie dziki i skarlały już na zawsze. Ze związkiem jest dokładnie tak samo. Zwykle owoców oczekujemy szybko, niecierpliwie. Chcemy efektów tych naszych starań, miłosnych uniesień. Mamy wobec związku postawę roszczeniową – dałam ciała, niech on się teraz oświadczy lub jesteśmy ze sobą już tyle, że powinniśmy razem zamieszkać. Mało, którą kobietę w kwestii związków cechuje pokora, spokój i determinacja. Jednak te walory okazują się w takich przypadkach najlepsze.
W związku warto postępować metodycznie, powoli, ale rozważnie i rozumnie. Wcale nie na chłodno, bo się nie da, ale resztki rozsądku zawsze są mile widziane. Dobrze jeśli para, jak rolnik przy winnicy – pracuje, pracuje, pracuje. Powoli, ale sukcesywnie. Mamy trudności z porozumieniem – nauczmy się wspólnej rozmowy. Nie wiemy, jak okazywać sobie bliskość – zapiszmy się na kurs tanga. Nasza gra wstępna jest zbyt krótka – zacznijmy od rozluźniającego masażu.
Powoli, powoli z silnego korzenia, prowadzonego cierpliwą ręką wyrośnie krzew prawie doskonały. Potrzeba do tego jednak zapału i pokory, a z tą ostatnią u nas czasami różnie bywa.